Anglojęzyczne publikacje medyczne, czy to dotyczące badań klinicznych, czy będące artykułami dla branżowych czasopism, obfitują w skróty i skrótowce. Tłumacz niejednokrotnie musi mozolnie odszyfrowywać ich znaczenie, bowiem nie wszystkie są tak oczywiste jak LDL czy AST. Dodatkowo autorzy opracowań medycznych nie zawsze stosują się do ujednoliconych zasad publikacji tekstów naukowych, które nakazują, aby pierwsze wystąpienie skrótu zawsze rozwijać (wg Międzynarodowego Komitetu Wydawców Czasopism Medycznych), a to z kolei spowalnia pracę tłumacza.
Jak więc postępować ze skrótami i skrótowcami? Czy przenosić je do tłumaczenia w wersji oryginalnej? Czy zawsze rozwijać skrótowce do pełnej formy? Jak postępować z nimi na dalszych kartach przekładu?
W „Vademecum tłumacza” opracowanym przez etatowych tłumaczy Komisji Europejskiej podają oni, iż nazwy programów, instytucji oraz urzędów najczęściej pozostawia się w przekładzie w wersji oryginalnej, chyba że istnieje utarty zwyczaj stosowania skrótowców polskich. Przykłady wymienione w Vademecum to: WPR (wspólna polityka rolna) lub EFRR (Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego).
Dalej autorzy zalecają, aby przy pierwszym wystąpieniu skrótu lub skrótowca w tekście podać jego opis w języku polskim. Jeśli nie istnieje oficjalna nazwa danego programu lub instytucji, tłumacz powinien zapisać polski opis małymi literami. Obowiązek podawania pełnej, polskiej nazwy nie dotyczy jednak najbardziej popularnych skrótów, takich jak UE.
Zgodnie z powyższą zasadą FDA w tłumaczeniu na język polski powinno się zapisywać „FDA (ang. Food and Drug Administration, amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków)”. Użycie wielkich liter wskazuje na to, że nazwa występuje w pismach urzędowych w języku polskim i należy ją uważać za oficjalną (zob. strona internetowa Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych). Natomiast odrobinę inaczej postąpimy z angielskim IPA (India Partnering Award). Z braku oficjalnego tłumaczenia na język polski zastosujemy raczej opisowe objaśnienie skrótu, takie jak np. „nagroda w ramach programu współpracy naukowej z ośrodkami w Indiach (ang. India Partnering Award, IPA)” – tłumacz powinien zastosować małe litery.
Co zaś począć z użytym dla przykładu skrótowcem FDA na dalszym etapie tłumaczenia? Używać skrótowca czy formy pełnej? W języku polskim czy w angielskim?
Ponownie z podpowiedzią spieszy Vademecum, w którym autorzy instruują, aby skrótów i skrótowców w tłumaczeniu przede wszystkim nie nadużywać. Chyba każdy z nas choć raz przyłapał się na tym, że czytając dokument lub książkę, zdążył zapomnieć rozwinięcie skrótowca z poprzedniej strony. Musiał wtedy przerwać czytanie i wrócić do poprzedniej kartki. „Zmuszanie” czytelnika do odrywania się od lektury jest raczej niepożądane, bowiem zakłóca płynność czytania i jest zwyczajnie irytujące.
Idealnym rozwiązaniem jest niestosowanie skrótów i konsekwentne posługiwanie się pełnymi formami. W odniesieniu do tłumaczeń medycznych szczególnie dotyczyć to będzie informacji przeznaczonych dla pacjentów. Powinniśmy pamiętać, że czytelnikami niektórych tekstów, np. ulotek załączanych do opakowań leków, są osoby starsze, którym wiedza o tym, że cholesterol LDL to low-density lipoprotein cholesterol jest do niczego niepotrzebna, a wręcz może powodować frustrację związaną z niezrozumieniem tekstu.
Przypadki, w których warto rozważyć posługiwanie się dalej skrótem lub skrótowcem to takie, w których użycie pełnej formy „rozwlekałoby” zdanie pod względem długości. Wtedy lepiej używać skrótu, pamiętając, aby przy pierwszej wzmiance podać pełną nazwę po polsku, angielski skrót i rozwinięcie lub skrót polski. Raz obranej konwencji należy się konsekwentnie trzymać dla zachowania przejrzystości tekstu oraz ułatwienia przyswajania informacji przez czytelnika.
Co zaś w sytuacji, gdy odbiorcami tłumaczenia jest personel medyczny, lekarze, osoby z branży? Czy może to usprawiedliwiać okraszanie tłumaczenia skrótami i skrótowcami angielskimi? Moim zdaniem nie, aczkolwiek tłumacz często nie ma wyboru, ponieważ w języku polskim brakuje wielu odpowiedników wersji angielskich. Klasycznym przykładem jest AIDS oraz HIV (warto wspomnieć, że zwrot „wirus HIV” jest pleonazmem, podobnie jak „wskaźnik BMI”). Te dwie nazwy chorób przyjęło się pisać w wersji skrótowców angielskich i są one dla każdego zrozumiałe. Jednak życie tłumacza rzadko jest tak proste. Bo co począć z acute myeloid leukemia? Czy pisać „ostra białaczka szpikowa (ang. acute myeloid leukemia, AML)”, czy może lepiej „ostra białaczka szpikowa (OBSz)”? Osobiście jestem przeciwniczką „zaśmiecania” języka polskiego skrótowcami angielskim, więc w tym przypadku wybrałabym drugie rozwiązanie, także dlatego, że skrótowiec OBSz jest używany w języku polskim.
Nie znam jednak polskiego skrótowca angielskiego MDS, czyli myelodysplastic syndrome (zespoły mielodysplastyczne). Co wtedy? Tłumacz ma dwa wyjścia: stosować w języku polskim pełną nazwę choroby lub angielski skrót, przy czym w zależności od przeznaczenia tekstu, jedno z tych rozwiązań będzie zawsze bardziej zasadne. Pod żadnym pozorem tłumacz nie powinien samodzielnie tworzyć skrótowca polskiego, bo co czytelnikowi powie ZM? Prawdopodobnie nic, a w najgorszym przypadku wprowadzi go w błąd (zespół metaboliczny?).
Podsumowując zasady tłumaczenia skrótów i skrótowców:
1. Nazwy instytucji, urzędów, programów pozostawiamy w oryginalnym brzmieniu (z wyjątkami np. WPR, EFRR).
2. Przy pierwszym wystąpieniu skrótu lub skrótowca w tekście podajemy pełną wersję w oryginale oraz polski odpowiednik (jeśli istnieje).
Np. FDA (ang. Food and Drug Administration, amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków)
3. Formy pełne są „najwygodniejsze” dla czytelnika, i powinniśmy je stosować, o ile nie wydłużają niepotrzebnie tekstu.
4. Lepiej stosować skrótowce w wersji polskiej (o ile istnieją) niż w wersji angielskiej. Np. OBSz – ostra białaczka szpikowa.
5. Gdy skrótu polskiego brak, a pełna forma jest zbyt długa, posługujemy się skrótowcem angielskim.
6. Pamiętajmy o czytelniku (np. personel medyczny wobec laika).
7. Rozwijając skrótowce w języku polskim, uważajmy na wielkie i małe litery.